Nimfomanka stanowi studium przypadku, jest relacją z dosyć koślawej formy psychoanalizy, w domowym wydaniu. Seligman – nazwijmy go psychoterapeutą, zabiera pobitą Joe z ulicy, czyli „pacjentkę” do swojego domu, gdzie w obskurnym pokoju toczą między sobą terapeutyczną rozmowę. Mamy tutaj dwa porządki. Pierwszy, reprezentowany przez Joe – kobiecy, naturalny, cielesny, emocjonalny, seksualny i fizjologiczny. Drugi, reprezentowany przez Seligmana – kulturowy, społeczny, zdroworozsądkowy, męski, chłodny, aseksualny, intelektualny. Ten człowiek jawi się jako ostatni sprawiedliwy, przez cały film wydaje się być zbyt kryształowy, żeby to mogło być prawdziwe. Dopiero scena finałowa wyjawi kim naprawdę jest, choć i co do tego nie można mieć pewności.
Joe opowiada historię swojego życia, podzieloną na tematyczne rozdziały. Seligman próbuje tłumaczyć jej zachowania, odnosząc się do świata idei, świata wytworów kulturowych, do nauki, muzyki, literatury, czy religii. Wiele z jej doświadczeń sprowadza do profanacji. Przypisuje jej bluźniercze i satanistyczne konotacje. To znamienne, bo Seligman jako głos społeczeństwa, traktuje wszystko to, co wykracza poza normy jako obrazę. Z drugiej strony dziwi, bo jest człowiekiem niewierzącym i nie uznaje grzechu, woli rozpatrywać czyny poza dobrem i złem pojmowanym w ujęciu chrześcijańskiej moralności. Dodatkowo jak sam o sobie mówi, jest aseksualny, niewinny i dziewiczy, czyli jakoby wolny od typowo męskiego światopoglądu. Nie ocenia tytułowej nimfomanki, stara się wyjaśnić jej doświadczenia w kategoriach przejawów kultury, występuje w roli chłodnego, niezaangażowanego interpretatora kultury. Joe czasem mu zarzuca, że albo nie słucha jej dobrze, albo nie rozumie, bądź nie traktuje poważnie.
Niektóre z interpretacji Seligmana są naprawdę trafne, szczególnie analogia pomiędzy owadem – nymph a nimfomanką. Nymph to ostatnia faza larwalna, zanim przeistoczy się w dorosłą, ostateczną formę imago. Nimfomanka przestaje być terminem wartościującym. Określa osobę ciągle poszukującą nowych doznań, która nie zna swojej seksualności, lecz wiecznie ją eksploruje i przesuwa granice. Dodatkowo, młodą dziewczynę, nieświadomą jeszcze własnej seksualności, która uwodzi starszych mężczyzn nazywa się nimfetką. Joe opowiada o początkach swojej „przypadłości”, że już w wieku 2 lat odkryła vaginę a pierwszy orgazm przeżyła mając 12 lat, co zostało przyrównane do ekstazy, w pierwotnym znaczeniu, czyli do wniebowzięcia. Jej priorytetem była utrata dziewictwa, co zdarzyło się dość wcześnie i w sposób bardzo prymitywny, wręcz brutalny. Od tego momentu zaczyna się nimfomańskie życie Joe. Nieszczęśliwe, niespełnione, samotne, puste i zimne. Paradoksalnie to nie to życie doprowadziło ją do tragedii, lecz miłość. Uczucie, którego tak bardzo się bała, odsuwając je od siebie. Tak naprawdę kochała tylko jednego mężczyznę i to właśnie on doprowadził ją do zguby. Świat jej seksualności i jego eksplorowanie było dla niej bezpieczną ostoją, pomimo tego, że raniła innych wokół siebie. Na pierwszym miejscu były tylko jej potrzeby i ich zaspokajanie. Otoczenie, społeczeństwo próbowało jej wmówić chorobę, uzależnienie od seksu. Ona sama woli mówić o sobie nimfomanka, bez wartościowania. Joe sama nie wie czy to społeczeństwo odrzuciło ją, czy to ona je odrzuciła. Jedno jest pewne. Społeczeństwo jest pełne hipokryzji, bardziej ceni sobie tych, którzy mówią złe rzeczy w sposób zawoalowany, od tych którzy szczerze wyrażają „złe” kwestie.
Najlepszy i najbardziej treściwy rozdział Nimfomanki, to ten w którym Joe opowiada o swoich doświadczeniach w świecie BDSM. Przygoda z SM wydaje się być dla niej ostatnią deską ratunku, w ten sposób chce zrehabilitować swoją seksualność, przywrócić ją, bo doszło do sytuacji, w której przestała czuć cokolwiek. Ma to wymiar symboliczny. Stanowi pewien element wymierzania sobie kary. Dodatkowo ostateczna scena w pokoju tortur tajemniczego K. została porównana do biczowania Chrystusa. Zgodnie z dawnym rzymskim zwyczajem Joe miała otrzymać 40 razów pejczem. Seligman poprawia ją i mówi, że Rzymianie wymierzali baty w trzech seriach i dlatego Chrystus przyjął 39 razów. Widać tutaj wyraźnie, że Nimfomanka stanowi kontynuację Antychrysta. Kobieta wg von Triera jest traktowana przez społeczeństwo z jednej strony niczym antychryst, zło konieczne, a z drugiej jak Chrystus niemalże. Wielka cierpiętnica, która bierze na siebie wszelkie grzechy tego świata, albo inaczej, grzechy ludzkości są zrzucane na jej barki, nosi ona ich brzemię. W postaci Joe zawiera się mit kobiety – świętej dziwki. Kobieta daje życie jako Matka Natura i je odbiera jako Kostucha. W kulturze fallogocentrycznej jest utożsamiana z nieujarzmioną naturą i sferą demoniczną. Historia Joe to dramat kobiet, ukazany w powiększającym szkle. Podczas gdy po Antychryście można było mieć ku temu wątpliwości, tak Nimfomanka nie pozostawia złudzeń – von Trier jest feministą. Wyraża to poprzez podsumowujące opowieść Joe słowa Seligmana, że gdyby mężczyzna żył życiem nimfomanki tak naprawdę nic wielkiego by się nie stało, byłoby to akceptowane przez społeczeństwo.
Niestety, jak to u von Triera bywa, Nimfomanka nie kończy się optymistycznie. W rezultacie otrzymujemy sygnał, że nikt nie jest wolny od stereotypowego myślenia, że nigdy z całą pewnością nie możemy stwierdzić kim i jacy jesteśmy i że społeczeństwo, kultura i normy są mocno wdrukowane w naszą psychikę. Wolność jest iluzją, ale lepiej jest przeżyć życie świadomie, szukając, doświadczając, dokonując wyborów, niż żyć podręcznikowo, pod dyktando, tak jak inni i wbrew sobie. Lepiej być samotnym, powykrzywianym drzewem na skraju wzgórza niż idealnym, pięknym drzewem pośród innych podobnych do siebie.
Jeśli ktoś szuka erotyki, pornografii, czy podniecenia w Nimfomance, z pewnością tego nie znajdzie. Oczywiście, film jest kontrowersyjny, zawiera mocne sceny, które mogą się wydać obrzydliwe, ale to one budują ten obraz, który stanowi opus magnum von Triera, zwieńczenie całej jego twórczości, która oscylowała wokół kobiet, ich trudnych wyborów i miejsca w społeczeństwie. Ta historia ma gorzki smak, dlatego niektórym trudno ją przełknąć i ci, którzy powinni ją poznać, z pewnością jej nie obejrzą. A szkoda, bo jest to rzecz godna uwagi, nie pozostawia obojętnym, zmusza do myślenia. Nie daje gotowych odpowiedzi, raczej zadaje pytania i pozostawia je otwarte.