Cześć. Wiem, że minęła już dobra dekada, że mamy się w znajomych i zapraszam Cię ze swoją dziewczyną na moje koncerty, bo na instagramie wygląda na bardzo miłą… ale jakoś ostatnio, w maju, powraca do mnie nie tyle obraz, co uczucie z pewnego miejsca, z pewnego zdarzenia. I nie widzę związku… ale jako, że życiowo też nie widzę u siebie na horyzoncie żadnego związku, to postanowiłam wrócić do tego miejsca i zobaczyć co to wspomnienie chce mi powiedzieć.
Jest noc, po bardzo ciepłym dniu. Jest czas około maturalny, czyli idealny by wynająć ekipą domek nas jeziorem. I ja w tym domku, na pięterku, w maleńkiej, drewnianej sypialni pod dachem… czekam. * Czekam na Ciebie, tak jak zawsze czekałam, kiedy szedłeś na imprezę. Wiedziałam, że to Twój styl, ze zabalujesz i wrócisz i zaśniesz obok. Obok kogoś. Gdzieś. Czasem obok mnie. Liczyłam na to tym razem, większość ekipy już spała. Ty nie. Ty, jak się okazało zapinałeś ramiączko od stanika dziewczynie z domku obok, bo akurat wyszła spod prysznica i akurat jej się odpięło. Zobaczyłam to, bo poszłam udowodnić sobie, że przecież wszystko jest w porządku. Przecież to Twój styl. Tak jak ta dziewczyna, której rzekomo nie całowałeś na pomoście kolejnej nocy. To Twój styl. A ja myślałam o tym, jak ktoś taki jak Ty może zwracać na mnie uwagę. Teraz wiem, że wystarczyłby ktokolwiek, kto zwróciłby na mnie uwagę. I teraz wiem też, że może i dobrą dekadę temu potrafiłam zauważyć, że nie chodzi o mnie… że to TWÓJ styl, a ja nie mam z nim nic wspólnego. Mimo, że udało się w końcu od siebie uwolnić i nic oprócz uprzejmości już nas nie łączyło, po kilku latach potrafiłam przypadkiem w nocy znaleźć się u Ciebie, zagubiona, a Ty - typowy dla swojego stylu zasnąłeś na mnie, próbując mnie całować. Wyszłam wtedy złamana na pół i w środku nocy, aż po świt wracałam pieszo przez całe miasto, przez wąwozy i ciemne zaułki, byleby tylko iść przed siebie i nie pamiętać, że znów mnie do siebie zwabiłeś. Że znów byłam tam tylko w jednym celu. Na szczęście mądrzejsza.
Dlaczego ten obraz do mnie wraca? Przecież nie chodzi o mnie, nie mam z tym nic wspólnego. Owszem. Ta myśl uratowała mi wtedy życie. Pamiętam jak zatrzymałam wielodniowy płacz, tylko dzięki tej myśli… “hej, to jego problem. to nie ze mną jest coś nie tak”. I to była prawda. Ale mimo, że mamy się w znajomych, a ja zapraszam Cię z Twoją dziewczyną na moje koncerty, to nigdy nie usłyszałam słowa “przepraszam”. Nigdy nie usłyszałam, że Ci przykro, że tyle się przez Ciebie wycierpiałam. Że podziwiasz mnie, że nie odeszłam z wielkim hukiem, bo na taki zasłużyłeś po wszystkich kłamstwach, których nawet spróbuję nigdy wyliczyć. Rzuciłam wtedy to magiczne zaklęcie “tu nie chodzi o mnie”… i dzięki temu mogłam zapomnieć i iść dalej. Tylko dziś… nie widzę związku, bo.. bo nie wiem czemu, ale widzę przed oczami tylko te zasraną majówkową chatkę nad jeziorem i czuję swój ból z wtedy. I nie widzę związku, a jednak zarówno tam i wtedy, jak i tu i teraz CHODZI O MNIE! I zawsze będzie chodziło o mnie wszędzie tam, gdzie w grę wchodzę ja i moje emocje.
Jestem ważna, zawsze byłam i zawsze będę.
Moje emocje są ważne, zawsze były i zawsze będą.
Czyjś sposób bycia nie może i nigdy nie powinen usprawiedliwiać uprawiania czyjejś krzywdy.
Kłamstwo prosto w oczy to największa krzywda na drugim człowieku.
Nie chcę już nigdy czekać na to, aż moje uczucia będą ważne. Nie chcę już nigdy czekać na prawdę.
Nie chcę już nigdy udawać, że “nic się nie stało”, a najlepiej nie chcę, żeby działo mi się coś na co nie zasługuję.
Nie chcę Cię widzieć na moich koncertach, dopóki nie zobaczę, że naprawdę żałujesz. Bo póki co zapraszałam Cię chyba tylko dlatego, żebyś zobaczył kim się stałam, pomimo tego, co przez Ciebie przeszłam. Jestem ważna bez tego.
Jest maj, chciałabym umieć pokochać kogoś, dla kogo będę ważna. Tak naprawdę ważna.
naprawdę nie widzisz związku?