poniedziałek, 17 lipca 2017

Starzy i nowi ulubieńcy 2.

Hej hej!
Już wróciłam! Pomyślałam sobie, że przydałaby się odświeżona lista ulubieńców, w końcu ostatni raz przedstawiałam ich rok temu :) Produkty sprzed roku dalej są aktualne, jak najbardziej! Jeżeli jesteście ciekawi moich starych ulubieńców to zapraszam do POSTU :)
Przejdźmy zatem do tegorocznych ulubieńców. Tak jak ostatnio są tu rzeczy, które mam od lat, a niektóre kilka miesięcy.
Zacznę może od kosmetyków kolorowych, bo tym razem jest ich trochę mniej.
Pierwsze oczywiście muszę wspomnieć o pigmentach z Inglota. Moja kolekcja stale rośnie i są to takie cudeńka, których nigdy za wiele. Z całego mojego zbioru, używam chyba najczęściej numeru 85. Jest to duochrome, bazę ma purpurową, fioletową, mieni się natomiast na zieleń, turkus. Zależy w jakim świetle się jest, tak makijaż zmienia barwy. Coś bajecznego. Serdecznie polecam je każdej sroczce, każdej osobie, która szuka tej kropki nad "i" w makijażu, czegoś co doda nudnemu smoky nowego wymiaru. Myślę, że niedługo zrobię uaktualnioną listę moich pigmentów, natomiast zapraszam do obejrzenia i przeczytania recenzji moich starszych błyskotek ;) KLIK

Drugim ulubieńcem jest zeszłoroczne odkrycie, od którego rozpoczęła się moja przygoda z matowymi, ale też z kolorowymi ustami.
Zawsze stroniłam od mocnych kolorów ust, krok malowania ich wręcz pomijałam w makijażu. Nie lubiłam faktu, że po pomalowaniu ust na róż, czerwień, czy inny intensywny kolor, odbije się wszędzie, zje bardzo szybko, nie mogłam dać buzi facetowi bez umorusania go.. No strasznie mnie to denerwowało. Usłyszałam o matowych pomadkach, które są trwalsze niż kremowe, ale za to wysuszają, przez co byłam sceptycznie nastawiona, bo moje usta są bardzo delikatne, z dużą ilością skórek. Po recenzji, którą zobaczyłam na youtube, mówiącej o matowych, ale nie wysuszających pomadkach w płynie, postanowiłam zaryzykować. Akurat była promocja w Rossmannie, kupiłam jeden kolor z Lovely K Lips odcień Neutral Beauty. Użyłam raz i od razu wiedziałam, że to jest to czego szukałam i na co czekałam. Szybko poleciałam po jeszcze jeden odcień Lovely Lips, ale to i tak Neutral Beauty skradła moje serce. Od tamtej pory namiętnie maluję usta, na nudziaki, róże, chłodne róże, czerwienie, brązy czy ostatnio nawet na kolor jagodowy. Wypadałoby opowiedzieć też o samej pomadce. Na moich ustach jest komfortowa i długotrwała. Świetnie też się zjada. Z konturówką tworzą duet, który kryje w 100%. Uwielbiam i nie mogę się doczekać kolejnych kolorów :)

Na pograniczu kolorówki i pielęgnacji, wcisnę wzmiankę o najlepszych pędzlach EVER.
Ci co są z Youtubem za pan brat, wiedzą, że pędzle Maxineczki to arcydzieła. A ci co nie są w temacie, to wiedzcie, że pędzle M Brush by Maxineczka są warte każdej złotówki. Pędzle są wykonywane ręcznie w Japonii. Posiadają naturalne włosie najwyższej klasy oraz złoconą skuwkę. To najmilsze pędzle jakie dotykałam, a praca z nimi to marzenie. Chyba nikogo nie zaskoczę faktem, że odkąd je mam, rzadko i niechętnie sięgam po pędzle innych marek. Aktualnie posiadam numer 06 oraz 07. Jak będzie mi to dane, mam nadzieje uzbierać cały zestaw <3 Do kupienia tylko i wyłącznie na MINTISHOP
Jeszcze jedna rzecz, która tym razem jest już bardziej po stronie pielęgnacji, to perfum.
Jestem osobą bardzo wybredną co do zapachów. Praktycznie żaden z sekcji damskich mi się nie podoba, inaczej się to ma do męskich heh. Przez wiele lat szukałam, czegoś co mnie zainteresuje, w końcu prawie że przypadkiem, trafiłam właśnie na Pret a Porter Coty. Używam go od prawie początku studiów, czyli już minęło z 6 lat. W międzyczasie miałam też inne zapachy, ale zawsze wracam do tego.
Płyn micelarny z Biedronki chyba już nikomu nie muszę przedstawiać. Używam wersji niebieskiej, czyli nawilżającej, różowa niestety nie należy do najprzyjemniejszej, mnie mocno szczypie w oczy. BeBauty Hydrate nawilżający płyn micelarny jest dostępny w każdej Biedronce za kilka złotych. Fajnie oczyszcza, jest tani, łatwo dostępny, nie podrażnia mocno oczu, dla mnie debeściak ;D
Przedostatni ulubieniec zamknięty jest w malutkiej tubce. Mój wybawiciel, gdy rok temu miałam mocną alergię na ustach. Nigdzie nie ruszam się bez niego. Mowa tu o maści z Ziaji. Lano-maść przeznaczona jest dla matek karmiących, by łagodzić podrażnione sutki. Jeżeli jest Wam znany Dr. Lipp, który zawiera lanolinę, to ta maść jest jego odpowiednikiem. Nie wyobrażam sobie bez niej życia. W konsystencji jest jak gęsta maść o żółtym zabarwieniu. Potrzeba jej naprawdę malutko, by pokryć całe usta świetnym nawilżeniem. Kto nie próbował, a ma problem z szybko przesuszającymi się ustami, idźcie do apteki, kupcie, nie pożałujecie :)

Ostatni ulubieniec to w zasadzie świeżynka, która skradła moje serce od pierwszego użycia. Chodzi mi o koreański olejek do demakijażu z firmy Derma House, Perfect Deep Cleansing Oil. Kupiłam go jako taką ciekawostkę z jednej stronki z koreańskimi rzeczami. Skład ma przyzwoity, aż żałuję, że wyrzuciłam opakowanie. Świetnie usuwa makijaż, praktycznie za pierwszym razem. Oczywiście to zależy od tego jak ciężki mamy makijaż na sobie, ale z moim radzi sobie świetnie. Wystarczy wycisnąć jedną pompkę olejku na rękę i wmasować go na suchą twarz, pokrytą make upem. Po tym - zwilżamy ręce wodą i ponownie masujemy twarz. Po chwili z olejku tworzy się emulsja. Do demakijażu oczu nie polecałabym go używać, bo może je podrażniać, chyba, że zrobimy to bardzo ostrożnie, z maskarą rozprawi się równie łatwo. Po masowaniu wystarczy tylko umyć twarz wodą. Skóra powinna być dobrze oczyszczona, tylko z delikatnym tłustawym filmem. Ja zawsze przecieram jeszcze oczy micelem, bo wiadomo, że spomiędzy rzęs ciężko wyciągnąć brudy. Twarz przecieram też płatkiem z micelem, zazwyczaj koło włosów mam pozostałości po podkładzie, bo nie chcę by na nich był olejek. Tak poza tym, płatek jest czysty. Dla mnie rewelacja, choć widzę, że nie jest to super wydajny produkt. Niemniej polecam spróbować :) Kupiłam go TUTAJ ale warto poszukać innych sklepów, gdzie jest taniej.
Znaliście któregoś z moich ulubieńców? :) Koniecznie dajcie znać, co Wam w ostatnim czasie skradło serce?
Do kolejnego, M.

poniedziałek, 10 lipca 2017

Naklejki wodne do paznokci - czyli miej mani jak pro!

Hej!
Od czego by tu zacząć.. kupę czasu mnie tu nie było, a to brak pomysłów, a to praca i brak czasu.. mam nadzieję nadgonić stracony czas :)
Nie owijając dużo w bawełnę, dziś chcę podzielić się z Wami techniką, znaną trochę mniej lub bardziej, a chodzi o naklejki wodne, tatuaże na paznokcie.

Można takie dostać w sklepach chińskich, wszystko po 4,50 i innych takich, choć bardziej opłaca kupić bezpośrednio z Chin, jak to uczyniłam. Kupiłam od razu całą paczkę różnych "naklejek", dokładnie 48 sztuk, bezpośredni link do tej aukcji KLIK. Moje kosztowały niecałe 2$, teraz widzę, że podrożały do prawie 3$, no ale to i tak malutko za taką ilość :)
Ale o co chodzi z tymi naklejkami?
Każdy arkusik jest "podzielony" na dwie części. Oczywiście chodzi o dwie ręce, prawą i lewą, a także podział jest wielkościowy, tak, by na każdy palec znalazł się rozmiar :) Kształt wycina się samemu, ja zawsze wycinam tak jak są, czyli prostokąty, a później na palcu dopasowuję, przycinam, odrywam itd :P
Te naklejki działają tak samo jak tatuaże z gum z lat młodości. Technika jest tylko inna, ale to opiszę za chwilę.
Wykonanie samych naklejek jest ok, folia zabezpieczająca trzyma się, rysunki są dobrej jakości. Nie wygląda to jakoś super tandetnie na paznokciu.
Jak się tego używa? 
Ano, to jest banalnie proste. I właśnie przez to uwielbiam je i często używam tych naklejek :)
Mój pierwszy raz z "tatuażami"
Czarny lakier Golden Rose Rich Color nr 35 

Zawsze pod te naklejki maluję paznokcie na biało, jedna lub dwie warstwy. Zazwyczaj wzorki na naklejkach są na białym tle, ale jeżeli nie są, to białe tło paznokcia tylko podbije kolory. Ja używam lakieru z Sally Hansen, z serii Xtreme Wear odcień 300 White on. Czekamy aż lakier wyschnie.

Tak więc, mamy przygotowane paznokcie, naklejki wycięte te co chcemy, czas je nałożyć :)
Potrzebujemy małą miseczkę z wodą, pęsetę, ręcznik, nożyczki w pogotowiu, zmywacz i jakiś pędzelek.
Z tatuażu odrywamy folię zabezpieczającą i wrzucamy wzorek do miseczki na kilka sekund. W tym czasie paznokieć, na którym chcemy umieścić naklejkę, "smarujemy" odrobiną wody. Wyciągamy delikatnie pęsetą nasz tatuaż z wody. Mokrym palcem po "smarowanku" przejeżdżamy po obrazku, powinien się przyczepić do palca. Następnie przykładamy go do mokrego paznokcia. Układamy tak jak nam pasuje. Woda na paznokciu pozwala nam na manipulowanie obrazkiem, bo się po niej "ślizga". Gdy już mamy wybrane miejsce, czas delikatnie odcisnąć wodę. Przykładamy więc palec do ręcznika, uważając, by obrazek nie przesunął się. Gdy już się trzyma paznokcia, wygładzamy wszystkie krawędzie, by pasowały idealnie, koło skórek można pomóc sobie pesetą, czy innym narzędziem, jakbyśmy chcieli odsunąć skórki. Nadmiar przy krawędzi paznokcia można odciąć. Fajnie też się sprawdza pędzelek umoczony z zmywaczu. Tylko trzeba z tym uważać, bo naklejki szybko się rozpuszczają. Za pomocą takiego pędzelka można idealnie wygładzić sobie wszystkie krawędzie, usunąć nadmiar naklejki. Gdy już jesteśmy zadowoleni z rezultatu pozostaje tylko odczekać, aż paznokieć całkiem wyschnie.
Na koniec koniecznie trzeba pokryć taki tatuaż warstwą topu, jedną, lub nawet dwiema. Możliwe, że ta technika działałaby na hybrydach, myślę, że warto spróbować ;)
Resztę paznokci dekorujemy według uznania, zawsze maluję je na spójne kolory, takie, które występują na naklejkach. Przy dosyć małym wysiłku możemy cieszyć się profesjonalnie wyglądającym mani! :)
Oto kilka moich wypocin, z użyciem tych właśnie tatuaży.
 Przepiękny bordo-fiolet Sally Hansen Complete Salon Manicure nr 856 Belle of the Ball
 Fioletowo-niebieski lakier Golden Rose Rich Color nr 38
 Letnia brzoskwinia to lakier Golden Rose Rich Color nr 64
Mam nadzieję, że ci z Was, którzy nie znali tej metody, zostali przeze mnie zachęceni do jej wypróbowania. A ci co już ją znają, proszę podzielcie się swoimi myślami i spostrzeżeniami, wszystko się może przydać ;)
Czerwono-pomidorowy lakier z Astora Fashion Studio nr 265 Delicate Princess
Pozdrawiam Was serdecznie i mam nadzieję, że do kolejnego! :)
M.

wtorek, 21 lutego 2017

Ten sam makijaż - dwie odsłony

Hej!
Dziś wpis z moim makijażem walentynkowym. W tym roku wyszło tak, że byłam na obiedzie walentynkowym, a dwa dni później na deserku przy świecach. Jako, że makijaż z "obiadu" spodobał mi się na tyle, że stwierdziłam, czemu by nie zrobić go jeszcze raz tylko w wersji wieczorowej? No i właśnie, tym wpisem pokażę Wam jak w prosty sposób z kolorowego "dzienniaka" przejść w seksowną wieczorową wersję.
Do obu makijażu użyłam tych samych cieni, jedynie przy wersji wieczorowej doszły dwie kredki. Zmieniły się również rzęsy, z wersji lekkiej na coś kociego.
Umiejscowienie cieni w obu przypadkach jest jednakowe. Przepiękny kruszony cień z Inglota w wewnętrzny kącik, na bazie z żelu do brokatu. Na środku różowy, a zewnętrzny kącik w przytłumionym różu. Całość rozmyta mieszanką neutralnych brązów z trójki Inglota (dwóch jaśniejszych) oraz brzoskwinką w baaardzo małej ilości. Linię rzęs zaznaczyłam brązowo-fioletowym cieniem, tak samo brązową kredkę na górnej linii wodnej "przyklepałam" tym cieniem, by się nie odbijało na kredce cielistej. Na dolnej powiece znalazł się przytłumiony róż, odrobinka ciemniejszego brązo-fioletu tóż przy rzęsach, a wewnętrzny kącik musnęłam jasnym pomarańczowym cieniem. Do tego oczywiście tusz i rzęski połówki 318 z Ardell :)

Te cienie mocno podbiły niebieskość mojej tęczówki, nic dziwnego, że tak mi się spodobał :)
Wieczorowa wersja różni się tylko 3 dodatkowymi krokami. By przyciemnić zewnętrzny kącik nałożyłam kredkę brązowo-czarną jako bazę. Po jej roztarciu nałożyłam cienie tak samo jak w pierwszej wersji. Ponownie, by bardziej zaznaczyć zewnętrzny kącik, nałożyłam ciemniejszy brązo-fiolet, w małej ilości. Na linii wodnej dolnej i górnej wylądowała czarna kredka. Zamiast delikatnych połówek dokleiłam przepiękne rzęsy z norek Velour Lashes "you complete me".
Do makijażu twarzy użyłam:
*podkład Revlon Colorstay 150 Buff
*korektor True Match Loreal 1 Ivory
*kamuflaż Catrice 010 Ivory
*puder bambusowy Ingrid
*konturowanie na mokro Hean  Pro-Contour Stick 102 Bronze
*konturowanie puder Kobo 308 Sahara Sand
*róż Catrice Illuminating blush 030 Kiss me Ken/ Makeup Revolution Blush "wow!"
*rozświetlacz Wibo Diamond Illuminator
Do makijażu oczu użyłam:
 *cienie Kobo 102, 104, 141, 115
*cienie Inglot 117R oraz 612
*cień sypki Inglot nr 118
*cień Pierre Rene "Pretty Pink" nr 185
*żel do brokatu Kryolan
*kredka brązowa Maybelline Master drama 
*kredka ciemno brązowa z fioletowymi drobinami Zoeva Graphic eyes "Rock'n'roll bride"
*czarna kredka Avon Super Shock
*kredka cielista My secret  nr 19 Nude
*tusz Max Factor 2000 Calorie
Dajcie znać co myślicie o tym makijażu, która wersja Wam się bardziej podoba? Słodka czy może drapieżna? ;)
Do kolejnego!
M.

poniedziałek, 13 lutego 2017

Zimowa sesja fotograficzna - makijaż, outfit, efekty końcowe! (DUŻO ZDJĘĆ)

Hej!
To dla mnie szczególny post, bo takie rzeczy nie zdarzają się zbyt często :) Pomysł na projekt narodził się gdy kupiłam suknię i bluzkę w lumpeksie, obie rzeczy za może koło 25zł :D Razem z moją przyjaciółką Mileną (i takim trochę moim prywatnym fotografem ;)), zdecydowałyśmy, że ta stylizacja idealnie nadałaby się na piękny zimowy dzień, z świeżym puchem obwieszającym każdą gałązkę. Oczywiście nie omieszkam zaprosić Was na jej fanpejdż, na którym znajdziecie mnóstwo przepięknych zdjęć, a także możecie się umówić na sesje, czy śluby ;) KLIK!
Wracając do "opowieści"... W między czasie, oczekując na odpowiednie warunki atmosferyczne, kompletowałyśmy resztę dodatków. Włosy przyszły mi z Aliexpress, wianek to tak naprawdę dekoracja świąteczna, ale pomyślałam, że idealnie się nada jako dodatek kolorystyczny, kupiłam go w lokalnym sklepiku z dekoracjami do domu. Futerko załatwiła Milena od znajomego salonu ślubnego :) Już myślałam, że tej zimy nie zrealizujemy tego projektu, ale modlitwy zostały wysłuchane.
 W prognozie pogody zapowiadali przez noc opady śniegu - z mrozem, więc była szansa, że śnieg nie stopnieje. Oprócz tego były szanse na słońce.. No cóż chcieć więcej! Tak więc przygotowałyśmy się i z samego rana pojechałyśmy do pobliskiego lasku. Sceneria była wręcz bajkowa! Trudno by było się nie poczuć jak księżniczka, czy królowa śniegu :)
Odpowiadając od razu na pytanie, które pewnie Wam się nasuwa w pierwszej kolejności, czy było mi zimno? Oczywiście, że tak :D Pod koniec sesji nie mogłam zapiąć płaszcza, palce całkiem zesztywniały, a paluch u stopy pulsował bólem... Ale dla takich efektów jak się nie poświęcać! Drugie pytanie, czy nie byłam później chora? O dziwo nie ;D Już myślałam, że mnie katar łapie, ale nic z tego heh :)
Myślałam nad wieloma makijażami na tę okazję, jednak stanęło na szybkim w wykonaniu, delikatnym i w stylu lalki. Na powiece wylądował tylko biały cień połyskujący oraz kawowy w załamaniu. Nic szczególnego, chciałam by rzęsy grały tu kluczową rolę. Górne rzęsy są moimi ulubionymi, zakupione na Aliexpress. Użyłam je już przykładowo TU, TU i TU :) Po raz pierwszy użyłam rzęs dolnych, które też kupiłam na Aliexpress. Mogę powiedzieć, że były trochę niekomfortowe, no i się szybko odkleiły, a przy sztywnych palcach nie myślałam, by je poprawiać :D
Na usta nałożyłam pomadkę, którą wiedziałam, że mnie nie zawiedzie, czyli K Lips z Lovely w odcieniu Lovely Pink. Na paznokciach soczysta czerwień z My secret :)
Oczywiście to nie są wszystkie zdjęcia z tej sesji, bo ten post by był niezłym tasiemcem, ale mam nadzieję, że efekty naszej współpracy Wam się spodobały! W planach, ale już na wiosnę ;), mamy jeszcze jeden projekt i jeżeli taki post przypadł Wam do gustu, postaram się wtedy też zrobić taki krótki opis co gdzie i jak ;) Oczywiście ja nie jestem jakąś wybitną modelką, patrzcie na tę kwestię z przymrużeniem oka :)
Do kolejnego!
M.